środa, 10 sierpnia 2011

10.08: Rzut beretem od Maldegem - Brugia

Długa podróż poprzedniego dnia wymagała dłuższego odpoczynku. Zafundowaliśmy sobie wobec tego całodzienny spacer po Brugii - mieście na temat którego wielu pieje z zachwytu, ze względu na bardzo duże i malownicze obszary zachowanej lub odrestaurowanej średniowiecznej zabudowy. W krótkich żołnierskich słowach można rzec, że tym wszystkim, co dzisiaj zobaczyliśmy można obdzielić kilka dobrych starych miast!



Śniadanie mistrzów. Ponieważ za cenę śniadania w hotelu można zjeść niezły obiad (np. dwa berlińskie kebaby:) stwierdziliśmy, że "dziękujemy, postoimy". Ale nikt nie obiecywał, że będzie dużo miejsca;)



Hotel Amaryllis to kwintesencja określenia "w środku niczego". Ale w takim niczym to pewnie niejeden z nas chciałby mieszkać... Ogólnie hotelik bardzo przyzwoity i w tym zatłoczonym przez turystów rejonie oferuje przyzwoitą cenę. Do tego obsługa mówi w języku powszechnym (woleliśmy nie próbować francuskiego, bo wiadomo: północna Belgia...)



Wioski we Flandrii są malownicze aż do bólu. Tutaj odpowiednik naszego Konstancina (znaczy warszawskiego;)



Centrum Brugii jest w całości na liście Światowego Dziedzictwa UNESCO. A może powinno otwierać tę listę?



Pierwsza atrakcja: jesteśmy w domu! Tymbarki i inne swojskości łypały na nas z wystawy zaraz po przekroczeniu kanału, który jest granicą historycznej części miasta. Przed kanałem bardzo ciekawy wynalazek: wzdłuż obwodnicy centrum, zwanej Ring, znajduje się jeden wielki parking wzdłuż obu stron drogi. Dzięki temu parkowanie nie nastręcza problemów, mieszczą się i tiry, i kampery, i "very budget travellers" śpiący w swoich kompaktach:) Tyle że do centrum starego miasta trzeba się kawałek przespacerować.



"Przed państwem oryginalny zachowany XVI-wieczny domofon. Podobno niejeden obywatel miasta został przez niego ochrzaniony przez połowicę, że chleje po karczmach po nocy a jutro od rana robota w warsztacie". Nie wiemy czy to właśnie mówił przewodnik grupie, która zatrzymała się w okolicy, gdyż mówili w języku podobnym zupełnie do niczego. Chyba po węgiersku;) 



Dwaj smutni panowie



A nie mówiłem, że uroczo? Znaczy, w mieście też;)



Może nie jak w Holandii, ale też łatwo wpaść rowerzyście pod koła.



Wszędzie komplety flag na różnych poziomach ogólności - pewnie sprzedają je w czteropakach;) W tle główny punkt miasta: dzwonnica, na którą mogły się szarpnąć tylko najbogatsze średniowieczne miasta.



Metalowego kwiatuszka prosto ze złomowiska piękny kawalerze?



My mamy ogonki do kolejki na Kasprowy, tutaj są kolejki do łódek zwiedzających miast. Całkiem efektywny sposób - Brugia jest cała poprzecinana kanałami. W końcu to miasto portowe (choć do morza prawie 20 kilometrów).



Kolejna zagadka: co ten pan robi temu biednemu kondorowi? Proszę o cenzuralne odpowiedzi!



...napisane na dziecięcym wózku przy rowerze:)



Dla mnie taki ogródek dwa razy! 



Chill out sis!



Państwo frytą i majonezem płynące:)



Heeej! Przecież umawialiśmy się, że to ty prowadzisz a ja piję pyszne belgijskie piwa! 



Dobra dobra, ratusz poczeka, tymczasem królestwo za ubikator!

Tak to właśnie przyjemnie i pożytecznie upływała nam wizyta w Brugii. Jutro dla porównania Gandawa i droga do Francji. Życzcie nam szczęścia i pomyślnych wiatrów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz